sobota, 7 stycznia 2012

Narty pod Brnem? Żaden problem!

Przyszła kolejna zima, czwarta zima odkąd jeździłam po raz ostatni na nartach i właściwie pierwsza moja zima w Czechach (co prawda przyjechałam tu w połowie lutego, ale zanim zdążyłam się dobrze rozejrzeć, to zima zdążyła się skończyć) i powiedziałam sobie, że takiej okazji przepuścić nie można. Najbliższy stok znajduje się od Brna w okolicy trochę ponad 50 km, co stanowi odległość tak niewielką, że opłaca się nawet wyskoczyć na nartki na sobotnie przedpołudnie.Tak też i uczyniliśmy - udaliśmy się do Stupavy. W wioseczce tej znajduje się właściwie jeden tylko, ok. 350m stok, sztucznie dośnieżany i niezbyt zaludniony (choć nie obyło się bez paru cudem (choć chciałoby się to przypisać swemu kunsztowi narciarskiemu) unikniętych kolizji. Wypożyczenie nart na dwie godzinki u stóp stoku kosztuje 200 koron, a karnet wystarczający na 11 wjazdów - 100 koron. Ceny nie zwalające z nóg, czyniące z narciarstwa w Czechach sport dla mas. Stok w sam raz na przypomnienie sobie po 4 latach, czy jeszcze się ma jakiekolwiek pojęcie o tym sporcie (Pan w wypożyczalni nart powiedział, że to tak, jak z jazdą na rowerze - nie da się zapomnieć - i miał rację), ale raczej nie dla zupełnie początkujących, ponieważ jest dość wąski i szusujący o milimetr od nas ludzie mogą przysporzyć o duży ból głowy i niechęć do zapoznawania się z tajnikami białego szaleństwa.
Na szczęście niechętnym gimnastykowaniu się na stoku schronienie oferuje  bar z przystępnymi cenami i dużą ofertą dań i napojów.
Bliskość Stupavy sprawia, że na pewno jeszcze kiedyś tam wyskoczymy, ale na pewno nie jest to miejsce, w którym można się zatrzymać na kilkudniowy pobyt narciarski - poza tym jednym stoczkiem raczej nie ma tam zbyt wielu atrakcji.
Więcej na temat Stupavy: http://www.stupava.cz/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz