Zające pod Chatą Macochą |
Na terenie Morawskiego Krasu łatwo przyuważyć zwierzaka. |
wnętrze jaskini Katerzinsk |
Choć mieszkając w Czechach nie można narzekać na brak atrakcji przyrodniczych w zasięgu ręki i kieszeni, to są jednak pewne miejsca, do których ma się ochotę wrócić. Jednym z nich jest właśnie unikatowy Morawski Kras, którym zachwycałam się już na łamach niniejszego bloga w grudniu 2011.
Dziś wiem, że moja wiedza o tym terenie była dość znikoma i po kolejnej wizycie, mogę powiedzieć już nieco więcej na temat tego, liczącego niemal 100 m2 obszaru - oczywiście nie oznacza to, że schodziłam choćby jego połowę. Obejrzałam jednak dwie kolejne z pięciu jaskiń: Katerzinską oraz Balcarkę oraz przeszłam się kilkoma przyjemnymi szlaczkami, takimi w sam raz dla amatorki pieszych wycieczek.
I kolejna ciekawostka pozostawiona przez dobrego ducha |
Zdecydowanie napawającą optymizmem nowością jest to, że ktoś sobie wreszcie przestał rościć prawo do tego, komu wolno rzucić okiem w głąb przepaści Macocha, i stoliczek z panią inkasującą opłatę zniknął z górnego mostka.
Aby mieć czas na odetchnięcie pełną piersią, postanowiliśmy zatrzymać się w Chacie Macosze, znajdującej się u góry. Jest tam naprawdę pięknie i cicho, gości było niewielu, jedzenie dobre, a warunki przyzwoite jak na 300 koron od łebka za pokój dwuosobowy (łazienka na korytarzu), jednakże polecam rezerwację z wyprzedzeniem (czego my nie zrobiliśmy), bo dostaliśmy pokój pod samym dachem, gdzie było naprawdę koszmarnie gorąco.
Inną opcją noclegową jest hotel Skalni Mlyn mieszczący się na dole, przy wejściu na szlaki, jednakże jest on ponad dwa razy droższy, a tak koszmarnej obsługi, jak w hotelowej restauracji dawno nie spotkałam. A jak niektórym wiadomo, czescy kelnerzy nie slyną z uprzejmości (patrz: "Zrób sobie raj" Mariusza Szczygła).
Do obejrzenia została nam jeszcze jaskinia Sloupsko-šošůvské oraz Vypustek, a wtedy na pewno zabierzemy razeczj ze sobą kanapki;).